Na kolejne wspomnienia kulinarne mojego Taty musieliśmy tym razem trochę poczekać. Zaczął się sezon grzybowy, tak więc zniknął w kniejach i tyle go widziałem. Zbiory miał dobre więc wracamy do naszego cyklu z historią w tle.
Pierwszy tort.
Na Święta Wielkanocne, mając 16 lat, zostałem sam w domu z czego bardzo się ucieszyłem. Zaprosiłem trzech kolegów z klasy, którzy mieszkali w domu dziecka. Jedzenia i ciasta mieliśmy dużo. Mama przed wyjazdem do mojej siostry, wszystko naszykowała. Wino z dzikiej róży, którą jesienią sam zbierałem, też już się nadawało do picia. Starym sposobem co wypiliśmy uzupełnialiśmy wodą. Pierwszego dnia po porannej mszy wygłodzeni ostro zabraliśmy się do balowania. Koledzy byli wyposzczeni po stołówkowym jedzeniu w internacie, więc wszystko znikało w szybkim tempie. Na drugi dzień zabrakło ciasta. Zacząłem przeszukiwać kredens szukając czegoś słodkiego i o dziwo znalazłem upieczony biszkopt chlebowy na tort. Radość była ogromna oczywiście moja bo kolega spytał, a z czym to ciasto będziemy jedli. Ja nie raz asystowałem mamie przy produkcji tortów więc odpowiedziałem – zrobimy tort.
Oczy ich się powiększyły i wydukali tylko „a potrafisz”. No i zabrałem się do roboty przy ich pomocy. Odszukałem w zeszycie przepis na krem czekoladowo- orzechowy, zamiast czekolady użyłem kakao. Po zrobieniu kremu, wszyscy ucierali go na zmianę, wstawiłem do lodówki żeby się schłodził. Zrobiłem aromatyczną herbatkę do przelania blatów tortu, które porządnie nasączyłem, biszkopt stał trzy dni w kredensie mama w pośpiechu zapomniała zabrać go do siostry. W tym czasie nie bez trudu, odnalazłem maszynkę do dekoracji. Udekorowałem tort jak najlepiej potrafiłem. Koledzy zabrali się do zmywania a było tego sporo. Ustawiłem ogromny tort na centralnym miejscu na stole obok litrowy słoik z winem, bo do niego najlepiej przelewało się wino z balonu. Żeby było uczciwie podzieliłem tort na cztery części, Każdy na dużym talerzu dostał swoją część i zabraliśmy się do degustacji.
Nie powiem degustacja ta trwała krótko, jakieś kilkanaście minut, suto popita winem. Po zjedzeniu wszystkiego zaczęliśmy się zastanawiać, po co tyle włożyliśmy zachodu w dekorowanie, jak mogliśmy zjeść biszkopt posmarowany kremem. Ale swoją drogą koledzy przez lata wspominali ten tort, który był wyśmienity. Postaram się go zrobić może na swoje imieniny i znajdzie się na blogu. Jest trochę pracy przy nim ale warto.