Mamy zimę, więc czas gdy od znajomych często słyszę: muszę się odchudzić. To nic niezwykłego, bo w zimie zazwyczaj odkładamy trochę dodatkowego sadełka. Jednak razem z tym stwierdzeniem jest wymieniana cała litania osób, które trzeba w to odchudzanie zaangażować. Pojawiają się też pytania, czy nie znam dobrego dietetyka, trenera personalnego, albo jeszcze lepiej jakiegoś cudownego leku, który sprawi, że boczki znikną. Serio? Nie znikną – same!
Nie wiem czy teraz to zwyczajnie modne, by się odchudzać wydając krocie na pomoc z zewnątrz, czy rzeczywiście potrzebujemy kogoś kto nam powie co i jak mamy jeść, gdzie biec lub łykniemy pigułkę i po kłopocie. Coś mi się wydaje, że w ten sposób zwalamy trochę winę na to, że nam coś nie pójdzie z góry na tę biedna osobę. Jak nie schudniemy to przecież można powiedzieć – bo to zły trener był, miałem źle dobrana dietę, te tabletki nie działają. Przecież odchudzanie to zmiana w nas. Musimy nie tylko zastosować cudowne rady kogoś, kogo zatrudniamy, ale głównie musimy zmienić nasze nastawienie, sposób życia, dietę i przede wszystkim mniej jeść, a więcej się ruszać. To zmiana w naszym nastawieniu.
Ja nie potępiam pracy tych ludzi i uważam, że są mega potrzebni, jednak czy uważasz, że skoro wydasz kasę, to problem cudownie zniknie? Dietetyk każe Ci drastycznie zmienić Twoje przyzwyczajenia, narzuci plan żywieniowy, który by wypełnić, naprawdę będzie konieczna masa samodyscypliny, kontroli i samozaparcia. Wytrwasz kilka dni i stwierdzisz – czemu ja się tak męczę? To trudne! I rzucisz dietę w cholerę, bo nie lubisz się męczyć, albo dalej cierpiąc będziesz łykał rybki, a dojadał w mac-u. Trener będzie stał nad Tobą i mówił – dasz radę, jeszcze raz! A w myślach będziesz układać plan, jak skutecznie odwdzięczyć mu się za te tortury. Reklama powie Ci łykaj to schudniesz… większej bzdury, albo raczej niedopowiedzenia, to w życiu nie słyszałem. Nie, to tak nie działa.
Wszystkie te opisane rzeczy działają, jednak tylko przy naszej konsekwencji, uporze i zmianach w sposobie postrzegania siebie i naszego życia. Jeśli nie zmusisz siebie do działania i do tych zmian, to nikt za Ciebie tego nie zrobi. Sam zjechałem w dwa lata 25 kg. Bez nadmiernego wysiłku. Bez katowania siebie i innych tym, że tego nie jem, tamtego nie jem. Mam mało ruchu bo spędzam pełno czasu przy kompie. Ale zmieniło się tylko jedno. Powiedziałem sobie – nie jedz tyle. Czasem odczuwam głód ale staram się dostarczać tyle ile organizm potrzebuje, a nie go katuję. Pozwalam sobie na pizzę czy hamburgera, jednak okazjonalnie, a nie jako stała norma. Zmieniłem nawyki, jem zdrowiej i o wiele mniej słodyczy, pije więcej płynów. To zmiany w sposobie myślenia to sprawiły, a nie cuda. Też skorzystałem z pomocy trenera personalnego, by ustalić jak ćwiczyć i ile, by to dało efekt. Zacznijcie od spytania się siebie – czy jestem na to gotowy, czy naprawdę tego chce? Zróbcie jakieś małe postanowienie, na próbę, np. od dziś nie jem białego pieczywa i bułek. I wytrwajcie w nim założony czas. Róbcie małe kroki by zmienić życie. Wywracanie wszystkiego do góry nogami sprawi, że Wasz organizm przeżyje szok, a Wy nie będziecie się z tym czuli dobrze.
Jeśli uznacie, że potrzebujecie pomocy specjalisty w ustaleniu diety, bądź zmuszeniu się do ćwiczeń – to pewnie, że tak, korzystajcie! Po to własnie są i na pewno Wam pomogą, ale niech to wynika z Waszej chęci zmian a nie mody czy zrzucenia odpowiedzialności za porażkę na nich. Ruszcie tyłki z przed telewizora czy komputera i idźcie na spacer, lub na basen. Zacznijcie coś robić sami, by to Wam się chciało!
A na początek, może na niedzielny obiad zamiast schabowego z frytami, coś takiego?