Nie wiem, jak u Ciebie, ale ja kiedyś regularnie wyrzucałem jedzenie. Resztki z obiadu, zwiędnięta sałata, słoik czegoś, co „miałem otworzyć jutro”. I choć nie jestem typem, co liczy każdy grosz w portfelu, to jednak moment, w którym zorientowałem się, ile pieniędzy zostawiam… w śmietniku, dał mi do myślenia. Dziś gotuję inaczej. Rozsądniej. I chcę Ci pokazać, jak można – bez spiny – gotować tak, żeby nie marnować ani jedzenia, ani pieniędzy.
Planowanie to nie nuda – to oszczędność
Wiem, planowanie brzmi jak coś dla korporacji albo fanów kolorowych kalendarzy. Ale spokojnie – nie musisz od razu rozpisywać całego miesiąca. Ja robię prosty plan na 7 dni, bo mniej więcej co 7 dni robię jedne większe zakupy. Sprawdzam, co mam w lodówce, robię listę zakupów i już – koniec filozofii.
Dzięki temu nie kupuję bez sensu, nie dubluję rzeczy (ile razy miałem trzy opakowania sera żółtego?) i przede wszystkim – gotuję to, co naprawdę wykorzystam.
Zakupy z listą – brzmi nudno, działa świetnie
Pójście do sklepu „na spontanie” to najprostszy sposób na pełny koszyk i pusty portfel. Chipsy, kolejny sos „bo może się przyda”, jogurt z promocji, który się zepsuje zanim go ruszysz. Znajome?
Lista zakupów to moja tajna broń. Dzięki niej kupuję tylko to, co naprawdę potrzebne. I mam pewność, że wszystko wykorzystam. A przy okazji – mniej się wkurzam, bo nie muszę codziennie biegać do sklepu po „coś do obiadu”.
Gotuj więcej, jedz mądrzej
Nie mam czasu, żeby codziennie gotować od zera – i pewnie Ty też nie. Dlatego często gotuję większe porcje. Ale zamiast jeść trzy dni z rzędu to samo, dzielę na porcje i część zamrażam.
Na przykład: robię gar leczo – jem raz z ryżem, raz jako sos do makaronu, a trzecią porcję zamrażam. To nie tylko oszczędność czasu i prądu, ale też sposób na to, żeby nie zamawiać fast foodu, gdy nie chce mi się akurat gotować.
Szanuj resztki – one chcą żyć!
Kiedyś traktowałem resztki jak coś gorszego. Dziś wiem, że to cichy skarb kuchni. Z ziemniaków zostawionych z obiadu robię zapiekankę, z czerstwego chleba grzanki do zupy lub tosty francuskie, a warzywa z rosołu przerabiam np. na pastę do chleba lub sałatkę.
To nie tylko sprytne, ale i kreatywne – nagle odkrywasz, że gotowanie może być trochę jak puzzle: bierzesz to, co masz, i układasz coś nowego.
Mrożenie – nie tylko dla pierogów od mamy
Zamrażarka to mój najlepszy kumpel. Serio. Zawsze jest pełna. Wrzucam tam wszystko, co może się zmarnować, a wiem, że zużyję później: mięso, buliony, warzywa, owoce, a nawet pokrojony chleb. W awaryjnej sytuacji mam gotowy posiłek albo bazę do przygotowania czegoś „na szybko”.
Nie musisz gotować jak szef kuchni, by nie tracić
Oszczędzanie w kuchni nie oznacza, że musisz jeść tanio i nudno. Chodzi o to, żeby gotować z głową, wykorzystywać to, co masz, i nie pozwalać pieniądzom uciekać z lodówki prosto do kosza. To nie wymaga rewolucji, tylko kilku zmian w podejściu.
Zacznij od prostych rzeczy: lista zakupów, planowanie, szacunek do resztek. I obserwuj, jak kuchnia przestaje być miejscem strat, a staje się miejscem zysku. Nie tylko finansowego, ale i emocjonalnego – bo nic tak nie cieszy, jak dobry obiad bez wyrzutów sumienia i pustego portfela.