Dzisiaj nie będzie przepisu. Pierwszy raz od kiedy powstał blog, zwyczajnie nie mam motywacji by coś ugotować. By kogoś karmić trzeba mieć do tego serce, dobrą wolę, pasję, chęci – inaczej staje się to mało jadalne. Dzisiaj stać mnie jedynie na odgrzanie parówek i dla ubarwienia sobie życia, posmarowanie ich ketchupem. Dobra dodam sobie jajko na miękko i pomidorki bo bleh…
Zawsze główną motywacją do gotowania czegokolwiek, była radość z jedzenia. Sam proces gotowania też bawi, owszem. Jednak to jak ktoś zajada to co zrobiłeś ze smakiem i wszystko znika szybko z talerzy, jest główną siłą napędową. Gotowanie tylko dla siebie, to jakaś porażka. Można sprawiać przyjemność samemu sobie, ale nie macie tak często, że już podczas przygotowania posiłku w zasadzie się nim najedliście. Zapach, smak już znany, ułożymy nawet to ładnie na talerzu to i tak nie ma elementu zaskoczenia. Dla mnie to taka praca dla samej pracy, a potem zero przyjemności. Jak jem sam, to mam zazwyczaj ochotę zjeść to prosto z garnka, próbując i zostawić.
Do tego by gotować z pasją nie potrzebuję jedynie, klientów. Nieodzownym elementem jest obecność muzy. Bo z gotowaniem to jak ze sztuką, siadasz przed płótnem, masz pędzel farby i tak siedzisz i myślisz co namalować. Jak nie przyjdzie natchnienie to jesteś w czarnej d… i nic nie poradzisz. Zawsze potrzebowałem inspiracji, pomysłu… wystarczy: ale mam ochotę na makaron. Chyba nie sprawdził bym się w zarządzaniu restauracją, bo skomponowanie menu by było dla mnie wyzwaniem nie do przejścia. Jednak jak mi ktoś przyniesie na karteczce: 2 razy sznycel to z chęcią zabieram się do pracy.
I wracamy do dnia dzisiejszego – niemoc twórcza albo tfurcza, brak smaku, chęci to po co Was truć? Humor pod psem, nastawienie do życia czarne jak moje myśli. Ci z Was, którzy mnie znają wiedzą, że nie spotyka mnie to często, tak więc lepiej bez czekolady lub sernika nie podchodzić. A może upiekę sernik na pocieszenie? Taaaaa…. zjem cały potem i wszystkie kg. nadmiarowe, które zrzuciłem przez ostatnie 3 miesiące, wrócą jak bumerang. Upiec komuś sernik? Odbiór tylko osobisty, bo muszę zobaczyć radość w oczach.
Ja gotuję tylko dla siebie 5 dni w tygodniu i prawdę mówiąc nie narzekam 🙂 Jem co lubię, na moim blogu nie znajdziesz ani jednej potrawy, której nie zjadłam osobiście. A w kwestii płótna i pędzla… właśnie, mam tak samo z malowaniem i gotowaniem. W pewnym momencie po prostu bang! Widzę oczyma wyobraźni gotowy efekt. Bez muzy, bez dorabiania ideologii, zwyczajnie pomysły same pakują się do głowy, tak intuicyjnie. Wiadomo, jak się gotuje dla kogoś, to się wkłada 2x więcej serca do gara, ale ja lubię swoje towarzystwo, lubię sobie dogadzać, więc bez muzy jak najbardziej daję radę – przynajmniej… Czytaj więcej »
Uważaj, bo się zgłoszę po jakieś mega pyszne ciasto. Niekoniecznie sernik 😃
a proszę bardzo 🙂