Dziś wspomnienia na cygańską nutę. Dodam jednak coś od siebie ponieważ tym zagadnieniem ostatnio się interesowałem i sporo czytałem na temat kultury, wierzeń i pochodzenia Cyganów. Nie wiedziałem np., że ten naród – bo tak w zasadzie powinno się ich klasyfikować, pochodzi bezpośrednio z Indii i przebył naprawdę daleką drogę pełną niebezpieczeństw. Mieli wpływ na losy Imperium Rzymskiego, początków kościoła, kszatłtowania się kultur wielu krajów w europie, muzykę i sztukę a nawet architekturę i technikę. A przy okazji cud, że w ogóle jeszcze istnieją bo prawie każdy kraj, w którym przebywali uznawał ich w pewnym momencie za wrogów publicznych numer 1 włącznie z głowami kościoła. Ilu Cyganów zginęło na Węgrzech, Rosji i podczas okupacji niemieckiej nie da się oszacować bo nie było dokładnych spisów ludności cygańskiej, jednak są to miliony ofiar. Polecam prześledzenie, nawet pobieżnie tego tematu, bo to bardzo ciekawy wątek naszej wspólnej historii. Niestety, dziś prawdziwych Cyganów już nie ma… więc poczytajcie o nich wspomnienie.
Wspomnienia kulinarne Ojca Karola cz. 6
Kurczak pieczony w glinie
W początkach lat 60-tych przyjeżdżały na Warmię tabory Cygańskie. Rozbijali obóz pod lasem na całe lato. Były to pięknie rzeźbione i pomalowane domy na kołach, które ciągnęły dwa konie. Domki te miały okna i drzwi. Będąc młodzieńcem chodziłem wspólnie z kolegami do nich. Rodzice nas wysyłali z produktami żywnościowymi tak zwyczajnie lub na wymianę. Była to podwójna korzyść, rodzice woleli dać żywność niż mieli oni kraść a my chętnie szliśmy z ciekawości.
Kiedyś poczęstowano nas Cygańską herbatą, która składała się z suszonych leśnych i ogrodowych owoców, liści pokrzywy, kwiatów dziurawca i wielu innych ziół. Największe nasze zdziwienie było jak z ogniska wygrzebywali czarne kule wielkości piłki. Okazało się, że były to kurczaki. Przyrządzali je w następujący sposób: po zabiciu patroszyli, odcinali głowę, łapy i końcówki skrzydeł. Następnie oblepiali gliną dość grubo i wkładali do ogniska zagrzebując w popiele podobnie jak się piekło ziemniaki. Po upieczeniu rozbijali glinę, która odchodziła razem z przyklejonymi do niej piórami. Teraz robimy to w bardziej cywilizowany sposób w rękawie foliowym ale smaków nie da się porównać. Niestety nas nie poczęstowano. W związku z powyższym postanowiliśmy kurczaka upiec sami.
Zorganizowaliśmy kurę – z tym nie było problemu u każdego z nas były w kurniku, po uczcie rozrzuciliśmy w sadzie pióra i winę zwaliliśmy na jastrzębia. Nad rzeką rozpaliliśmy ognisko i piekliśmy bardzo długo. Trochę się nam nudziło więc łowiliśmy w rzece kiełbie starym sprawdzonym sposobem, jeden unosił do góry brzeg dużego kamienia stojąc pod prąd a drugi widelcem przywiązanym do kija szybkim ruchem trafiał w rybę. Piekliśmy je nad ogniskiem były pyszne, nie miały prawie ości tylko kręgosłup.
Nadszedł kulminacyjny moment – rozgrzebując ognisko ktoś za daleko odrzucił palący się kawałek drewna i zapaliła się sucha trawa. Ogień szybko się rozprzestrzeniał, zaczęliśmy gasić gałęziami i po pól godzinie ogień opanowaliśmy ku radości wszystkich, bo do lasu było blisko. W tym czasie kurczak trochę przestygł, rozbiliśmy glinianą skorupę i zabraliśmy się do konsumpcji a raczej do degustacji, bo było nas siedmiu to po niewielkim kawałku tylko każdemu się dostało. Najważniejsze, że mieliśmy swój cygański obiad.
Artykuł napisał Karol Kosiński sen.– Profil na facebook
Napisz komentarz
Subscribe
0 komentarzy
najnowszy