Pułapki w blogowaniu? Niestety jest ich wiele, zaczynając od tych, które sami sobie tworzymy, a kończąc na tych, które pojawiają się zupełnie niezależnie od nas – z zewnątrz. Wpadając w nie możemy stracić całkiem chęć do pisania. Zebrałem kilka przykładów, wszystkich jakie napotkamy nie uda mi się opisać, jednak te wydaja mi się ważne i wiele osób piszących blogi mi je sygnalizuje.
W zasadzie to i pułapki i mity, z którymi na pewno zetknęliście się nie raz, prowadząc blog. Pewnie wielu z Was zadawało sobie takie pytania, lub miało podobne obawy. Postaram się rozprawić z tymi popularnymi mitami a pułapki powiedzieć jak ominąć.
Ktoś już to napisał, zrobił, wymyślił…
I CO Z TEGO? Dużymi literami, wytłuszczone i podkreślone powinno jeszcze być! Prowadząc blog występujesz jako autor, czyli konkretna osoba z określonym światopoglądem, osobowością i spojrzeniem na rzeczywistość. To TY! Jest to odmienne od każdego innego piszącego, wpływa to na to jak piszesz i w jakim stylu – bo jesteś INNY. Czytelnicy prócz tego, że szukają rozwiązań na dany temat, szukają też tej wiedzy odpowiednio podanej. Jeśli 100 osób napisze o tym samym, to i tak znajdą się wśród nich tacy, którym akurat Twój styl pisania będzie najbardziej odpowiadał. Każdy też patrzy na ten sam problem i zagadnienie, trochę inaczej. Nie ma dwóch takich samych wpisów, no chyba, że skopiujesz. Postaraj się pisać w Swoim stylu, naturalnie, popierać to co mówisz przykładami z życia. Staraj się być szczery i być zwyczajnie Sobą. Uwierz to dla wielu osób będzie ciekawe. Nie patrz na innych – ucz się od innych.
Czy ja mam styl? Piszę jakoś bez wyrazu.
Niestety być recenzentem własnych tekstów, to największa głupota jaką można popełnić. Zawsze mamy wrażenie, że coś możemy zrobić lepiej, a jak wiemy: lepsze jest wrogiem dobrego. Mam przykłady twórców, którzy wpadli w tę pułapkę. Robili wpisy chcąc kolejnymi przebić poprzednie, bo coś można dopracować. Kończyło się tak, że się wypalali bardzo szybko. Na koniec uznając, że to beznadziejne, bo ktoś inny to robi i tak lepiej. Zabrakło zwyczajnie wiary w Siebie i świadomości, że pisząc nawet bez sensu dla nas, dla kogoś innego może mieć to w danym czasie i układzie sens. Jeśli chcesz coś od Siebie przekazać, czymś się podzielić, to prędzej czy później, Twój tekst trafi do osoby, która się ucieszy, że go przeczytała. Nawet jak to będzie jedna, to czy nie warto własnie dla niej było tego napisać? Możemy mieć zastrzeżenia do naszego warsztatu, jednak on się z czasem wyrabia (no chyba, że jesteś mną, to nie bardzo). Jednak jeśli czytasz Swój wpis 50 raz i poprawiasz – to coś z Tobą nie tak – zwyczajnie tracisz czas. Skup się na kolejnym, a ten niech żyje własnym życiem. To inni zweryfikują to, czy warto do Ciebie zaglądać i uwierz napiszą Ci o tym (szczególnie jak napiszesz, że zamykasz bloga).
Ja, ja, ja wiecznie ja…
Skupienie tylko na Sobie to pułapka pamiętnika. Tak to nazywam i wiele ma z tym wspólnego. Zastanów się czy piszesz właśnie pamiętnik – swoje myśli, przygody, przemyślenia, tylko dla Siebie. Czy piszesz dla innych by się czymś podzielić. W pierwszej opcji, powiedz mi czemu płaczesz, że nie ma ludzi na blogu, że nikt nie komentuje? Przecież skoro zamykasz się na Siebie, to szukasz widzów, którzy będą Ci klaskali, a nie żywego odbiorcy z własnym zdaniem. Nie oszukuj, że piszesz dla Siebie w Internecie… możesz do zeszytu. To bardzo częste, że skupiamy się na Sobie, a nie na tym co chcemy dać z Siebie innym. To nie wyklucza pisania o swoich przeżyciach, jednak zastanów się czy opisujesz zdarzenie, bo było fajne, czy opisujesz je by ktoś inny uniknął błędów, albo by wywołać uśmiech na jego twarzy? Różnica jest subtelna, ale determinuje Twój styl i przekaz. Czasy gdy się pisało cokolwiek i treść broniła się sama, już dawno minęły. Niestety dzisiaj trzeba podchodzić do tego co piszesz jak do produktu, który powiem nieładnie: trzeba sprzedać. 80% czasu tak naprawdę poświęcamy na marketing tej treści. Tak więc promuj to co chcesz przekazać, a nie Siebie.
Nikt mnie nie czyta…
No niestety tak jest, szczególnie na początku. Widzimy innych blogerów, którzy chwalą się zasięgami, mają setki albo i tysiące fanów i łapiemy depresję. Zastanów się tylko czy nie stali kiedyś w takim punkcie jak Ty? Pewnie, że na to czy Cię ktoś czyta, składa się wiele czynników. Znam blogi, które wystartowały z kopyta w dwa miesiące, bo ich właściciele mieli kasę i zainwestowali w reklamę, pozycjonowanie i inne rzeczy. Znam jednak też takie osoby, które zaczynały bez grosza przy duszy i miały trochę szczęścia albo pomysł, albo konsekwentnie parły do przodu. Pisali do szuflady w zasadzie bo oglądalność 200-400 osób miesięcznie trudno nazwać publiką. Pisały jednak, rozwijały, uczyły, nabierały doświadczenia i raptem bum, gdzieś zaistnieli. Czy naprawdę to szczęście tylko, czy zwyczajnie wynik tego, że pracowali w pocie czoła? Pewnie po trochu i to i to. Czasem potrzeba trochę szczęścia, czasem wytężonej mozolnej pracy i można naprawdę sporo osiągnąć. Blogi bez nakładów finansowych są dla cierpliwych.
Cyferki, UU, zasięgi – przekleństwo statystyk.
Wszyscy myślą, że by zarabiać na blogu trzeba mieć zasięgi – i poniekąd słusznie, ale… pierdu, pierdu… no własnie nie do końca. Limity by się dostać do agencji nie są wygórowane. Są też blogi zarabiające sporo tysięcy miesięcznie, nie mające UU pod niebiosa. Trzeba mieć pomysł na Siebie, a nie tylko ludzi. Fakt, że w Polsce jeszcze pokutuje schemat marketingu cyferkowego. Jednak to się powoli zmienia. Już większe agencje zwracają uwagę na jakość strony, jej społeczność, wiarygodność, treści i to co reprezentuje sobą osoba go prowadząca, a nie tylko zasięg, który można kupić. Firmy też odchodzą od współprac z blogami niskimi jakościowo, szczególnie, że blogerzy sami sobie psuja rynek. Nawalają, piszą głupoty – staraj się budować Swój wizerunek od początku. Prawie każdy kto zaczynał, siedział przy Google Analytics, kilka razy na dzień i sprawdzał cyferki. Weszli mi z Australii – o Mamo, tam też mnie ktoś czyta! E. dziś słabo 10 mniej. Trzeba się prędzej czy później z tego otrząsnąć. Tak naprawdę to demotywuje strasznie, a dodatkowo nic nam nie daje. Statystyki są wiarygodne w pewnej rozpiętości czasowej. Nie zaglądaj tam przynajmniej tydzień, porównuj tygodnie, albo najlepiej miesiące do siebie. Pomyśl co zrobiłeś w tym miesiącu i czemu masz mniej, lub więcej, niż w poprzednim. Przeanalizuj zmiany zachowań, bo te są istotne i nie płacz na Boga, z którego tam chcesz kościoła, że w czwartek miałeś kichę.
Przecież ja się na niczym nie znam, nie jestem ekspertem.
Kolejna pułapka, szczególnie jakoś popularna wśród kobiet. Wyjdę teraz na szowinistyczną (tak się to pisze?) świnię, ale naprawdę coś w tym jest. Kobiety też są ekspertami, by nie było. Zadaj Sobie, jedno ważne pytanie – czy musisz być? Ja wiem, że często pytasz Siebie o to, czy będę miała co przekazać ludziom, czy to będzie ciekawe? – przecież coś tam wiem, ale są mądrzejsi. Ale… mądrzejsi nie piszą jak Ty, albo jak piszą to co z tego. Jeśli nie piszesz głupot, to czemu masz nie pisać? Może ktoś kto to przeczyta, potrzebował własnie tej treści podanej w sposób prosty, zrozumiały bo Pana profesora X nie rozumiał. Naprawdę spędza Ci to sen z powiek? To dam jeszcze jeden argument. Ludzie nie lubią przemądrzałych.
Lifestyle czy tematyczny?
I to wiąże się z powyższym, ale rozszerzę temat. Lifestyle to słowo, którego blogerzy nie lubią. Czemu? Bo kojarzy się ze wszystkim. Jak nie ma Cię gdzie zakwalifikować, to piszesz lifestyle. Czyli takie o wszystkim i niczym. Prawda jest jednak taka, że zyskujesz wolność i nic Cię nie ogranicza. Wiem, że jest teraz „trynd”, na to by się uściślać. Ale czy wszyscy muszą? Szczególnie jak nie jesteś ekspertem w jakiejś konkretnej dziedzinie, to pułapka, w którą wpadniesz. Znam się na ogrodzie. Można o tym pisać do bólu, tylko pomyśl czy po pewnym czasie nie będziesz wymiotować na myśl o pieleniu. Ile poza tym można ciekawie pisać o sadzeniu i wyrywaniu. No dobra, można – ale trzeba być pasjonatem. Jeśli nie masz takiej pasji, zrób to co ja. Zrobiłem ten błąd i zacząłem blog kulinarny. Wąska dziedzina, okazało się szybko, że nudno tak w kółko o jedzeniu pisać, to pyszne, tamto wspaniałe w smaku. Rany, jak ja się męczyłem. Rozwiązanie okazało się proste. Dorobiłem kilka działów i teraz mam lifestyle z gotowaniem w tle. Co zyskałem? Odmianę. Nie nudzi już mnie to, mogę pisać o czym chcę i np. dzięki temu to czytasz. I wszystkim bez określonej jasno pasji przewodniej, takie rozwiązanie polecam. Lifestyle to nic złego, a i zwiększa zasięgi reklamowe, bo masz większą potencjalnie ilość firm, które chcą z Tobą, w różnej tematyce współpracować.
A On to powiedział…
Pisząc szukamy autorytetów, ludzi pomocnych, którzy wiedza więcej od nas. Słuchamy ich i to co mówią, traktujemy czasem jak jedyny słuszny pogląd na rzeczywistość. Mamy teraz tylu głoszących prawdy objawione w przestrzeni promocji, marketingu, pozyskiwania ludzi, pisania dobrych treści, że można się w tym pogubić. Sam ostatnio byłem na konferencji Influencer Life w Poznaniu. Natłok wiedzy był taki, że ciężko było się skupić, a po jednym dniu już kto co gdzie powiedział, się mieszało. Na szczęście po latach różnych szkoleń, pracy z coach-ami, nabrałem pewnego dystansu i odporności na to. Zazwyczaj słucham i nie skupiam się na zdaniach, tylko staram się ogarnąć przekaz całościowo. Powielanie czyjejś metody nie zawsze sprawdzi się w 100% w naszym przypadku. Musimy wypracować własny sposób na ogarniecie siebie. Słucham, czytam i wyciągam wnioski, porównuję. Daje mi to też ogólny pogląd o trendach i potrzebach działania. Nie ufajcie ślepo, starajcie się być krytyczni i dostosowujcie wszystko pod to co Wam pasuje. No i co tez ważne, nie uczcie się bez końca bez działania. Ćwiczcie w praktyce i wykorzystujcie na bieżąco, to co się nauczycie.
Wiecznie mnie tylko krytykują
Może piszesz tak, że wyzwalasz agresję w ludziach, a może zwyczajne pytania odbierasz bardzo emocjonalnie i uznajesz za krytykę. Najpierw zacznij od weryfikacji tego. Jeśli nie, to prawdopodobnie Ci zazdroszczą, a to dobry objaw. Jeśli to konstruktywna krytyka, to naprawdę się ciesz. Skoro masz reakcje, pytają, pouczają to nie jesteś dla nich kimś obojętnym. Wzbudzasz emocje, Twój przekaz dociera. To naprawdę nic złego. Gorzej jak to zwykły hejt, bo ktoś nie lubi Cię od pierwszego wejrzenia. No trudno – są dwie metody. Blokuj, wyrzucaj, sio, apage – kurcze po co Ci na stronie taka osoba? Coś wnosi pozytywnego? Podnosi Ci tylko ciśnienie. Drugi sposób to – bądź miły. Uprzejmością już rozbroiłem nie jedna osobę, która chciała mi dopiec – tak, dla zasady. Czasem się kończyło tym, że przepraszała, bo ludzie są złośliwi jak wiedzą, że to Cię dotknie. Przykre, ale prawdziwe. A tam i tak wyrzucaj.
Mój wizerunek w internecie i wiarygodność.
Ten problem pojawia się, jak już zaczniesz cokolwiek zarabiać na blogu. Przychodzą propozycje, agencje dają teksty, które będą chcieli byś produkował na zlecenie, lub wstawiał gotowe. O tym napisz, że fajne, a tu umieść produkt w tle na zdjęciu. Niestety pojawienie się kasy, to też konieczność zastopowania i uważnego czytania co będziesz reklamować. Przykład – zlecenie z agencji na przedruk tekstu, w którym wyraża znajoma opinie o tym, jak jej super pomogło prostowanie grubych, czarnych włosów… a to blondynka z prostymi włosami. Nie przeczytasz, wstawisz bo proponują 200 zł i Twoi czytelnicy postawią oczy w słup. Reklamodawcy nie myślą, nie czytają co masz na blogu, dla nich liczą się cyferki. Musisz odsiewać teksty liche merytorycznie i te wpływające bezpośrednio na Twój wizerunek. Często w zleceniach pojawia się też konieczność wyrażenia pozytywnej opinii np. o testowanym produkcie. Musisz zastrzec możliwość odmowy napisania tekstu. W większości agencji możesz odrzucać zlecenia, nawet bez podania przyczyny. Bez określenia takich warunków na wstępie, nawet nie zaczynaj. Nie pisałeś nic z reklamami, a teraz zaczynasz? Przygotuj się na teksty typu – sprzedałeś się. Ludzie są zawistni – nic nie poradzisz. Pokrzyczą i przestaną, a Ty żyć z czegoś musisz.
Ja sobie nie poradzę z tym całym informatycznym badziewiem?
No i coś, co specjalnie zostawiłem na koniec. Większość ludzi przeraża prowadzenie bloga od strony technicznej. I powiem szczerze, że się nie dziwię. Jeśli chcesz to prowadzić naprawdę z głową, zwracając uwagę na pozycjonowanie. To już nie przelewki. Jednak prowadzenie bloga na starcie wymaga jedynie wiedzy podstawowej i jest tyle różnych, filmów, poradników i stron, na których dostaniesz podane wszystko na tacy, krok po kroku, że szok. Dodatkowo poszukaj jakiegoś uczynnego jelenia informatyka wśród znajomych i pytaj o rzeczy, z którymi ciężko. Ale najpierw sprawdź, czy nie ma rozwiązania w necie. Najbardziej wkurzają pytania o rzeczy oczywiste. Każdy informatyk ma na to uczulenie i zwyczajnie przestanie odbierać.
To na koniec, by to jakoś podsumować – pułapek jest wiele, jak widzicie. Większość jednak to nasze lęki, brak wiary w siebie, lub zwyczajnie szukanie wymówek, gdy trzeba robić i działać. Chcesz pisać, to pisz – równo, prosto, byle ostro. To czytelnicy ocenią czy warto Cię czytać, czy nie. I rób to mając ich właśnie na uwadze, a czerwone dywany na Twojej drodze się będą same rozwijać. Nie dołuj się i nie martw na zapas, ciesz z sukcesów, a porażki traktuj jak naukę. TAK – jest to dla Ciebie, skoro chcesz.
Powodzenia. Rany jaka kobyła z tego wyszła, a liznąłem zaledwie temat. Dotrwałeś do końca – szacuneczek, kłaniam się nisko i dziękuję za cierpliwość. Masz pytania, pisz śmiało.
Nawet przeczytałam xD
Gratulacje!!! 🙂 Jesteś dzielna 🙂
Wow! Świetny tekst! Pisz więcej, bo to niby oczywistości, ale masz taki styl, że czyta się to z przyjemnością! Rady bezcenne!
Ciesze się, że się podoba… i za miłe słowa, że mam style – sam siebie też źle pod tym względem oceniam i staram się nie słuchać co myślę.
Ciężkie jest życie blogera, ciężkie jak jasna cholera 😂
A podobno to kolejny mit, że blogerzy to tylko coś tam skrobną i kasę zbierają… kurcze prowadzę blogi już ponad 10 lat i jakoś nie zauważyłem… chyba ślepy jestem.
Dotrwałam do końca. Teraz tak… Bloga mam. Czytelników i własny styl podobno też. Mam już jelenia od tematów IT. Nie widzę tylko jednego… Gdzie te moje czerwone dywany?! 😀
No jak gdzie? Przed Tobą, idź tylko w ich kierunku 🙂 Rozmawialiśmy już gdzieś indziej o tym to sie powtarzał nie będę. Wiesz co robić to do pracy rodacy. Yo mówiłem ja jeleń 2 kategorii albo sortu.