I kolejny odcinek naszej niekończącej się opowieści mojego Ojca. Miłej lektury.
Jak na własnej skórze przekonałem się o sile reklamy.
Wygrywam w konkursie radiowym przelot dla dwóch osób do Wiednia i z powrotem. Więc szybko zamawiam noclegi, bo z wygranymi w konkursach to jest różnie, a że to nie pierwsza moja wygrana to wiedziałem, że pośpiech był wskazany. Nadszedł dzień wylotu więc spakowani ruszamy na lotnisko w Łodzi. Przepisowo 2 godz.przed odlotem, jest godz. 5 rano wchodzimy do budynku a tam zaskoczenie ciemno nikogo nie ma, siedzimy i nic się nie dzieje nawet sprzątaczek nie ma. Zwiedziłem całe pomieszczenie łącznie z kaplicą, przeczytałem wszystkie ulotki, nareszcie usłyszeliśmy ok. godz. 6:30 jakieś głosy. Wyszła na salę celniczka, zapaliła światła więc podchodzę i pytam czy samolot do Wiednia dzisiaj odlatuje. Odpowiedź tak planowo o 7-mej, mówię nie widziałem żeby jakiś samolot przyleciał. Proszę Pana wczoraj przyleciał bo naprawiany był u nas silnik. Trochę mnie to zamurowało, szybko wracam do żony i mówię, że musimy już iść na odprawę nie wspominając nic o silniku.
Odprawa 5 sekund wyprowadzili nas przed budynek, patrzę a tu kilkanaście metrów dalej stoi samolocik, dochodzimy przekazano nas stewardessie, po kilku stopniach wchodzimy z bagażem do samolociku. Stewardessa z uśmiechem powiedziała miejsca do wyboru będziecie państwo sami. Super prywatny samolot 11-to osobowy Pana Wicherka, piloci, stewardessa i my. Za chwile przyniosła nam stopery do uszu mówiąc, że będzie trochę głośno bo silnik w nocy był naprawiany i musi się dotrzeć. Nie będę opisywał miny żony.
Samolocik po kilkunastu metrach wzbił się w górę, kotara oddzielająca kabinę pilotów była odsłonięta widok był ekstra. Zamieniłem się ze stewardessą na miejsca. Ona z żoną sobie rozmawiała
a ja z pilotami. Po jakimś czasie słyszymy ogromny trzask jakby się skrzydło urwało albo coś w nas uderzyło za chwilę drugi pilot widząc, że jestem zielony ze strachu powiedział że to lód się odrywa od samolotu i nie mam co się bać. Stoperów nie wkładaliśmy, hałasu nie było.
Zjedliśmy jakieś cateringowe kanapeczki wypiliśmy napoje i lądujemy. Na lotnisku podjeżdża bagażowy, patrzy dwie osoby wysiadają, pożegnanie ze stewardessą – podleciał do nas po bagaże czułem się jak VIP, cały czas bacznie nam się przyglądał i zapewne myślał kim oni są. Od razu na lotnisku wykupiliśmy sobie trzydniowe bilety na komunikację miejską – bardzo to wygodne poruszaliśmy się metrem, tramwajami i autobusami do woli.
Ja jak zwykle rozglądałem się więcej za jedzonkiem i jakimiś nowościami kulinarnymi. Obowiązkowo musiałem zaliczyć Sacher torte i to w jaskini lwa czyli w Hotelu Sacher. Drogo ale myślę żyje się raz. Zamówiliśmy po porcji do tego pyszną kawę, która naprawdę dawała kopa, którą koniecznie trzeba było popić wodą aby oczyścić przełyk. No ale skupmy się na słynnym torcie, jemy podziwiamy wystrój sali kawiarnianej i w pewnym momencie po zjedzonych kilku kawałkach żona spytała, jak ci smakuje? Odpowiedziałem, że jak ciastko z najgorszej naszej cukierni. Słuchajcie biszkopt czekoladowy przełożony marmoladą morelową oblany czekoladą. Biszkopt suchy i cieniutka warstwa marmolady. Jeżeli chodzi o ciasta to trochę ich w życiu zrobiłem a jeszcze więcej zjadłem więc odpowiedziałem Twój murzynek to jest Mistrzostwo Świata w porównaniu z tym gniotem. I że oni toto wysyłają na cały świat i ludzie to kupują, chyba tak jak ja z ciekawości ale tylko raz. Co to znaczy dobry marketing.
Teraz pisząc nabrałem ochoty na murzynka, poproszę żonę żeby upiekła i zamieszczę przepis. Będąc w Wiedniu trochę pojadłem różnych pralinek kupowanych na wagę w sklepikach cukierniczych wybierałem po jednej sztuce, aby różne spróbować. Muszę przyznać, że były bardzo dobre. Przez 4 dni zwiedziłem bardzo dużo, bez pośpiechu czasem przyłączając się do wycieczek z przewodnikiem. Powrót tym samym samolocikiem, ale już w większym gronie 7 osób, stewardessa zajęła nam miejsca i było miło i przyjemnie, hałas dużo mniejszy.
Artykuł napisał Karol Kosiński sen.– Profil na facebook