Tak, właśnie majówka, kilka dni wolnego, miało być aktywnie i było. Jak przyzwoity rasowy Polak podczas urlopu, ja również postanowiłem uczcić święta pracą i remontem. Jeden z pokoi prosił się od dawna o umalowanie, a przy okazji stwierdziłem, że fajnie by było wydzielić z niego część na garderobę.
Zapas mebli, z których można było zrobić półki do garderoby posiadaliśmy wręcz za duży, by nie ingerować za bardzo w strukturę ścian, wpadłem na pomysł wydzielenia tej części pokoju długą, grubą kotarą powieszoną na karniszu przy suficie. Pojechaliśmy do sklepu po wałki, farby, folie malarskie i wszystkie inne graty, które służą do malowania. Przy okazji zahaczyliśmy o Ikeę, gdzie okazało się, że leżą i czekają na nas dwie piękne, grube zasłony 300×140 cm. Idealne i tanie, bo w dziale wyprzedaży! Trochę szczęścia tez nie zawadzi. I tak uzbrojeni wróciliśmy do domu.
Chętnych do malowania było w domu 3 osobników, więc stwierdziłem, że nie ma na co czekać, zakasujemy rękawy i do roboty. Rozruch Panie miały długi. Okazało się, że trzeba wynieść wszystkie rzeczy z pokoju prawie, jednak to nie odbywa się tak jak ja myślałem. Dla mnie wynieść znaczy podnieść i przenieść w inne miejsce, poza obrębem rzeczonego pokoju. Dla moich pomocników znaczyło to niestety: sprawdź każdą rzecz, najlepiej jeszcze przymierz, oszacuj wartość sentymentalną i czy się przyda. Przydasie to moje ulubione rzeczy.
Trwało to tyle, że pierwszy dzień im zszedł całkiem na tej czynności. Na szczęście zarządziłem, że wycenę rynkową rzeczy maja robić od jednej strony posuwając się w przeciwległy kąt pokoju. Zaowocowało to tym, że po kilku godzinach miałem do dyspozycji 1/4 część pokoju gdzie mogłem rozłożyć folię i zabrać się do gruntowania ścian. Chcecie czytać o samym procesie malowania? Czyścimy ściany, wyrównujemy jak są jakieś ubytki, gruntujemy, czekamy aż podeschnie, malujemy pierwszą warstwę, czekamy aż podeschnie, malujemy drugą warstwę, jeśli trzeba i czekamy dla odmiany, aż wyschnie. Wcześniej zabezpieczamy wszystkie gniazdka, ościeżnice, okna i inne stałe elementy papierami i taśmą. Ogólnie praca nie jest ciężka, ale dużo pitolenia i trzeba uważać by nie wdepnąć w kubeł z farbą.
Dziewczyny uporały się z reszta rzeczy do wieczora i pełni nowych sił rano, już tym razem we trójkę, przystąpiliśmy do dalszego malowania. Poszło nam bardzo sprawnie i biorąc nawet pod uwagę, że Panie trzymały wałek do malowania, pierwszy raz w życiu w rękach, to bardzo efektywnie. Pokój lśnił czystą bielą do obiadu, a sprzątanie po malowaniu zajęło dodatkową godzinę. I po sprawie… no prawie. Teraz trzeba wszystko do pokoju wnieść, poukładać i skończyć powieszenie karnisza. Widząc jak to się odbywało w jedną stronę, myślę, że w drugą będzie trwało tydzień lub dwa. Pozostaje zagryźć zęby, żyć dalej i cieszyć się z efektu.
Tak oto wspólnymi siłami dołączyliśmy do setek innych naszych rodaków, którzy spędzają urlopy z pędzlem w dłoni. Plany były inne, część z nich się udało zrealizować, inne się pozmieniały całkiem – poszliśmy na żywioł, ale aktywnie jak zapowiadałem było. Jesteśmy dumni i szczęśliwi, ale szczerze to przynajmniej ja, padam na ryj. Jak porządny ogr, marudzić sobie teraz będę musiał, że tu mnie boli, tam mnie strzyka, ale widok czystego, jasnego pokoju, posprzątanego i uśmiech jego właścicielki – bezcenny.
A Wy jak spędziliście majówkę, pewnie grille i leżenie do góry brzuchem, co? Do roboty!