Mówi się, że zawsze możemy liczyć na przyjaciół. Jednak mówi się też: licz na siebie. Prawdziwe oblicza naszych przyjaźni możemy jednak zobaczyć dopiero gdy w naszym życiu spotka nas coś złego, lub jak się okazuje, również coś dobrego. Czy przyjaciel nie powinien być właśnie na dobre i na złe?
Powszechnie wiadomo, że jeśli mamy kłopot, to do przyjaciela po pomoc, poradę, czy zwykły kopniak w tyłek, zgłosić się najłatwiej. Jeśli mamy kogoś takiego w otoczeniu, to raźniej wspólnie przeszkody pokonywać. Często jednak gdy jest naprawdę źle, przyjaciel rozkłada ręce i mówi „radź sobie sam”. Czy dalej to przyjaciel? Właśnie w ten sposób przyjaźnie się kończą.
Jest jeszcze druga strona tego medalu. Jeśli stale na nim żerujemy, wykorzystujemy wręcz do pomocy w każdej sprawie. Zwyczajnie może być tym zmęczony i w pewnym momencie powie: „dość tego”. Czy dbaliśmy o przyjaciela i jego uczucia? Czy wystarczająco mu dawaliśmy od Siebie, czy tylko braliśmy? Często to niestety nasza wina, ale zapatrzeni w Swoje problemy tego nie widzimy.
O przyjaźń generalnie trzeba dbać. Jeśli chcesz liczyć na kogoś, Ty też musisz być osobą, na którą można liczyć. Bliski kontakt ułatwia takie podsycanie przyjaźni. Częste spotkania, wspólne wypady, pogaduchy. To sprawia, że nasze więzi są silne i przetrwają niejedną próbę. Jednak mam i przyjaciół, którzy mieszkają daleko, kontaktujemy się przez telefon, internet. Niewiele to zmienia, wiem że są blisko mimo odległości. Wiem też, że jakby potrzebowali pomocy, to bym rzucił wszystko i jechał im na ratunek – nawet na drugi koniec świata. Mam też przyjaciół, od lat, z którymi kontaktuje się sporadycznie. Mimo to zawsze są mi bliscy.
Jednak rzeczą, która nawet bardziej jest dla mnie ważna w przyjaźni, niż pomoc w problemach, jest umiejętność dzielenia się szczęściem. Powiecie, to naturalne. Sukcesy przyjaciół cieszą jak własne. No okazuje się, że nie. Więcej przyjaciół straciłem przez to, że mi się coś w życiu udało, niż przez to, że nie pomagaliśmy sobie w trudnych chwilach. Ludzie często przyjaźń traktują jako rodzaj terapii. Wisza na kimś, by mieć gdzie wylewać smutki, albo często też, by mieć poczucie, że inni mają gorzej. W takiej przyjaźni niestety osoba ta jest z Tobą póki może czuć, że masz gorzej niż ona. Wtedy przy Tobie błyszczy, a jej problemy wydaja się małe
Jak przychodzisz i mówisz że u Ciebie jest super: kupiłeś samochód wygrałeś w lotto (nie to zły przykład, wtedy każdy chce być Twoim przyjacielem) albo dostałeś awans. Często budzi się w słuchającym zwykłe poczucie zazdrości. Nie wiem czemu ale mamy jakoś chyba genetycznie zakodowane – dop… sąsiadowi. Przychodzi ktoś do Ciebie i mówi – „Stary kupiłem nową brykę”. Idziesz oglądać i mówisz – „Super cieszę się z Tobą, gratuluję, piękna”. Czy mówisz – „E… bez skóry, mało koni , a gdzie Ty bagaże włożysz?”. Pomyśl, co pozostaje w rozmówcy, po takim przekazie?
Przyjaciel jak żona, czy mąż na dobre i na złe. Częściej jednak słyszę, wśród tego co mówią mi znajomi, że tylko na złe. Czy nie potrafimy się dzielić szczęściem i cieszyć z sukcesów innych? Czy trudno nam przełamać tę barierę zazdrości? Czy nie fajnie jak ktoś bliski odnosi sukcesy i świętować razem z nim?
Jakie Wy macie doświadczenia? Czy straciliście kogoś bliskiego ze swojego otoczenia przez to, że Wam się wiodło? Podzielcie się w komentarzu – będę wdzięczny.
A moich przyjaciół na dobre i złe, pozdrawiam – zajefajnie że jesteście.
Bycie przyjacielem to niełatwe zadanie. Wspierać, kiedy trzeba i wspólnie się cieszyc. Równowaga między dawaniem, a braniem, to miara tego jakim jesteś przyjacielem.