Zastanawialiście się kiedyś, jak wiele ryb jedzą Polacy? Warunki geograficzne mogłyby wskazywać, że całkiem sporo. Zwłaszcza że – a jest to wiedza powszechna – ryby są bogatym źródłem białka i wszelkich witamin, a przede wszystkim są niezwykle smaczne. Wyniki badań są jednak raczej rozczarowujące.
„Naszym przodkom wystarczyły ryby słone i cuchnące, my po świeże przychodzimy, w oceanie pluskające” – taką pieśń możemy znaleźć w słynnej kronice Galla Anonima. Na szczęście tysiąc lat od tych czasów mamy większe udogodnienia w tym zakresie – przede wszystkim nie musimy łowić ich samemu. Wystarczy krótka wizyta w supermarkecie, aby kupić świeżą rybę.
Polska na wojnie o mintaja
Zostańmy jeszcze chwilę przy historii. Mintaj to jedna z najpopularniejsza ryb w Polsce. Występuje w północnych wodach Pacyfiku ryba dochodzi do rozmiarów około osiemdziesięciu centymetrów. Jest on bogatym źródłem białka (prawie 20 gram na 100 gram mięsa), fosforu, potasu i selenu, a także zawiera niewiele tłuszczów (odpowiednio 0,4 gram). Jednak cofnijmy się na chwilę do lat dziewięćdziesiątych, kiedy mintaj stał się powodem zatargu między Federacją Rosyjską, dopiero co zaistniałą na mapie jako niepodległe państwo po upadku Związku Radzieckiego, a między innymi Polską. Właśnie po rozpadzie ZSRR na Morzu Ochockim pojawiły się flotylle obcych państw, w tym japońska, północnokoreańska czy chińskich. Po wyznaczeniu morskich stref ekonomicznych okazało się bowiem, że pośrodku została niewielka, ale za to bogata w ryby międzynarodowa strefa, w której zaroiło się od statków łowieckich, w tym polskich, które szybko zostały uznane przez Rosjan za jednych z najgroźniejszych rywali. Od początku lat dziewięćdziesiątych dochodziło do spięć między Rosjanami i Polakami, których ci pierwsi oskarżali o różne nielegalne czy nieprzyjazne działania w związku z połowem mintaja. Dochodziło nawet do wykorzystywania ćwiczeń wojskowych dla przegonienia „obcych” statków łowieckich, a nawet do słynnego aresztowania „Aquariusa” w 1997 roku.
Na końcu rybnego rankingu
Dziś nie musimy staczać niewypowiedzianych wojen o ryby – jeśli nawet brakowałoby łowisk, połączenia handlowe są na tyle rozbudowane, że nie byłoby problemu z dostępem do nich. Można wręcz mówić o czymś odwrotnym – mamy dostęp do ryb (a już na pewno do mintaja), tylko nie chcemy specjalnie ich jeść. W 2016 roku portal gospodarkamorska.pl, powołując się na dane zawarte w raporcie Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), informował o rosnącej konsumpcji ryb na świecie. Liczba kilogramów ryb przypadająca na jedną osobę rosła systematycznie w ciągu dziesięcioleci. Jeszcze w latach sześćdziesiątych poprzedniego wieku było to niecałe dziesięć kilogramów na osobę – dziś jest to dwa razy więcej. Z takim zastrzeżeniem, że najwięcej ryb spożywają mieszkańcy Azji i Oceanii (przeciętny Chińczyk zjada około czterdziestu kilogramów rocznie), natomiast w Europie na czele znajdują się takie państwa, jak Portugalia czy Norwegia (odpowiednio sześćdziesiąt i czterdzieści kilogramów). Polska z dostępem do Morza Bałtyckiego niekrótką przecież linią morską (440 km), bogatą siecią rzeczną, ale też importem ryb z takich krajów, jak Norwegia, Islandia, a nawet Chiny czy Tajlandia, znajduje się niestety na szarym końcu tego zestawienia – przeciętny Polak je tylko trzynaście kilogramów ryb rocznie. Jest to i tak nienajgorszy wynik, jeśli weźmiemy pod uwagę, że jeszcze kilka lat temu spożycie ryb w Polsce spadało – w latach 2008-2012 o niemal dwa kilogramy do poziomu poniżej dwunastu kilogramów na osobę. Dopiero w 2013 rok trend uległ odwróceniu. O stosunkowo niskim spożyciu przez nas ryb może decydować między innymi względnie wysoka cena w porównaniu do innych źródeł białka zwierzęcego.
Dlaczego nie sandacz?
Spośród ryb Polacy najczęściej sięgają po łososia, tuńczyka, śledzia, dorsza czy wspomnianego wyżej mintaja. Karpia wybieramy z reguły wyłącznie z okazji świąt Bożego Narodzenia. Z ryb słodkowodnych popularny jest przede wszystkim pstrąg, choć na uwagę zasługuje też na przykład sandacz. Ta występująca w naszej części Europy ryba upodobała sobie piaszczyste czy żwirowate dna głębokich i mętnych wód. Jej długość dochodzi nawet do 130 centymetrów długości i 15 kilogramów wagi. Ciekawostką jest to, że posiada ona duże, świecące w ciemnościach oczy. Przyglądając się jego wartościom odżywczym i zdrowotnym, sandacz jest rybą chudą, doskonałym źródłem pełnowartościowego białka, zawiera również dużo witaminy D, mającej decydujący wpływ na ludzką odporność. Nie trzeba też zbytnio natrudzić się, aby ją kupić – jest ona powszechnie dostępna w różnych formach (w całości czy w postaci filetów), na przykład w ofercie Makro, które również organizuje degustacje ryby, dzięki którym łatwiej stwierdzić, czy przypadnie nam do gustu. Rynek ryb jest naprawdę duży, jest w czym przebierać, nie trzeba kupować tego co wszyscy, a na pewno warto spróbować nowych smaków. Być może warto zacząć od niedocenianego sandacza.