Od urodzenia drżą mi ręce. Czasem bardziej, czasem mniej – zależnie od stanu ducha. Ci co mnie znają doskonale wiedzą o czym piszę a inni muszą sobie wyobrazić. Ogólnie jest to jednak coś z czym nauczyłem się żyć i powiem, że mnie to zupełnie nie przeszkadza. Za to inni reagują strasznie dziwnie czasami… ale o tym później na przykładach. Leczyć się tego nie da, uwarunkowane genetycznie a jak nawet by się dało to już się tak przyzwyczaiłem, że chyba nie chcę. Kiedyś jakiś doktor się starał ale po jego specyfikach przeciwpadaczkowych to miałem tylko niezły odjazd.
Znajomi i rodzina też już są przyzwyczajeni więc na luzie, gorzej jak się pojawia ktoś nowy w zasięgu moich rąk. Zaczyna się nudne tłumaczenie, że nie nie jestem alkoholikiem na odwyku, że mam tak od dziecka, że Ojciec też tak ma itd… I ten wzrok na Twoich dłoniach bezcenny – teraz wiem co czują kobiety jak facet gapi się na ich piersi 🙂 Jakimś cudem z tą przypadłością skończyłem szkołę chemiczną gdzie trzeba było przelewać żrące kwasy i miareczkować dokładnie coś odlewając lub wsypując. Potrafię posługiwać się lutownicą i wymienić np. opornik w układzie. Potrafię również kroić ostrym nożem i nie poucinać sobie palców, albo nawlec igłę. Da się 🙂 Jak już wspomniałem to inni mają większy kłopot niż ja.
A oto kilka przykładów. Skąd między drganiami? Oto pewnego razu stoję i przelewam sobie w szkole jakiś płyn chyba niezbyt bezpieczny do małego naczynka a stojące obok mnie osoby widzę, że robią krok w tył. Zawsze mnie to bawiło 🙂 nagle słyszę za plecami – Karol jak Ty to robisz, że nie rozlewasz? – Między drganiami. Nauczyłem się obracać w żart większość dziwnych uwag. Ktoś kto ma jakąś widoczną dla innych przypadłość lub niepełnosprawność, chyba musi w sobie wykształcić pewną umiejętność śmiania się z tego, bo jak by to go wkurzało to by zwariował. Z takich zabawnych sytuacji nie zapomnę imprez na, których mój kolega Sławek kazał mi wyciągać rękę sprawdzając czy drży. Jak nie to był znak, że jestem pijany. Po alkoholu ustaje trochę – ale nie będę chodził wiecznie napruty 🙂
Sytuacje stresowe zwiększają problem, jak i trema. Raz występując na scenie i grając na gitarze musiałem przerwać i tylko śpiewać, bo ciężko w struny trafić było, na szczęście nie grałem wtedy sam. Innym razem tak mi latał mikrofon, że musiałem poprosić o statyw. Tak więc nie zawsze jest różowo ale ważne by się nie poddawać i robić swoje. Już mi kilka razy ludzie chcieli zabierać ostre narzędzia z rąk, bym sobie krzywdy nie zrobił a potem jak zaczynałem kroić im chyba głupio się robiło bo sami robili to trochę wolniej i mniej bezpiecznie. Jedno co mi się stale niezbyt udaje to zrobienie zdjęcia aparatem bez stabilizacji z ręki. Znajomi to wiedzą i to od nich później zdjęcia pobieram, a sam kupiłem sobie statyw. Nie wolno czegoś z góry zakładać. To, że ktoś nie ma ręki nie znaczy, że sobie bez niej nie radzi. Są pewne ograniczenia ale żyjąc z czymś jak ja całe życie, człowiek się adaptuje do sytuacji. Poza tym jak sobie z czymś nie mogę poradzić to nauczyłem się prosić o pomoc. Nie boję się mówić, że coś dla mnie jest trudne. Każdy ma coś co go stresuje w sobie, kompleks o którym myśli, brak umiejętności lub coś zupełnie innego co go blokuje. I co z tego? Nie jesteśmy doskonali i to jest w nas piękne bo dzięki temu się różnimy od siebie.
A fuj ale poważny tekst wyszedł…. to na koniec pytanie. Do kogo się dziś uśmiechałeś(aś)?
Masz rację, nikt nie jest doskonały, ale najważniejsze, to akceptować siebie ze wszystkimi swoimi doskonałościami i niedoskonałościami 🙂
A odpowiadając na pytanie, uśmiechałam się dziś do dzieci, które na mojej ulicy sprzedawały własnoręcznie robioną lemoniadę – bezcenny widok! 😉
ale bym sie napił lemoniady a dziś do sosu ostatnia cytrynę użyłem 🙂 narobiłaś mi smaku za karę idziesz do sklepu