Tak naprawdę to zostałem sprowokowany do tego wpisu przez Kasię, autorkę tekstu o małym palcu u nogi. Spytała do czego potrzebny człowiekowi mały palec, a ja chciałem być dowcipny i stwierdziłem, że do grzebania w uchu.
Dziewczyny niestety poruszyły w dalszych komentarzach rzecz, która jest jak belka w moim umyśle. Zacząć ćwiczyć! Łatwo powiedzieć trudniej zrobić. Mam jakieś durne filmiki polubione, w których gibkie i szczupłe laski o kondycji biegaczki maratonów, wyciskają ze mnie strumienie potu. Tyle, że ok. 15 minut daję radę, a co potem? Tlenu, tlenu, ja umieram, a ta tak kurna godzinę…
No niestety, ciało 43 latka nie jest już takie sprawne, szczególnie jeśli zapuszczone i siedzi się kilkanaście czasem godzin przy komputerze. Kondycja to jakiś koszmar. Mięśnie tragedia – normalnie wrak człowieka. Ale skoro postanowiłem, że się ruszę, schudnę i to cielsko doprowadzę do ładu, to to zrobię i kropka. Stwierdziłem, że trzeba częściej wyłazić z domu, z byle powodu. Zakupy nie trzeba robić pod domem szczególnie, że sklepy dość kiepskie. Dołączyłem do dziewczyn z cotygodniowym wyjściem na basen, na który też trzeba dojść. Daniel podsunął mi dobry pomysł z systemem nagród za jedzenie, polegający na robieniu ćwiczeń przy każdym otwarciu lodówki. To taki zamek szyfrowy do tych drzwi. 10 przysiadów i sezamie otwórz się. Zazwyczaj po ich zrobieniu jeść mi się odechciewa, więc działa. No i drobne, chociaż na tyle na ile mnie stać, ćwiczenia w domu.
Czemu w domu, a nie karnet na siłkę, trener personalny i dieta? Bo po pierwsze: chyba bym wyśmiał gościa, który by mi pod nos podtykał suche teksty w stylu musisz, dasz radę. Pewnie, że dam – tylko mi się nie chce. Po drugie: jestem bardzo odporny na wszystkie sztuczki marketingowe, lata w mlm czegoś uczą. I jak słyszę te gadki motywacyjne to przytakuję, a w duchu rozkładam to na czynniki pierwsze i analizuję, czy gość osiągnie to co zamierzał, czy nie. Oczywiście, że nie skoro o tym wiem. Dodatkowo, ćwiczenie na siłowni bardziej uznaję za stratę czasu, niż korzyść.
Dochodzi jeszcze wstyd, niestety jest on obecny. Obojętnie jak mam wyjebane na to jak mnie widzą, to i tak w głowie coś siedzi. No i ćwicz obok jakiejś ładnej laski z tym bebzolem na wierzchu. Fuck off! Ta laska z ekranu mnie nie widzi. Odsuwam stół i raz nóżka w lewo, teraz w prawo. Za jakie grzechy? Musisz, dasz radę, ćwicz… sam sobie nie wierzę. Jednak ćwiczę, coś się we mnie przełamało. Efekty widzę na wadze, kondycyjnie powoli ale lepiej. Już kilka kilo mniej po tych schodach trzeba wnieść. No i nie szukam wymówek by wyjść z domu.
Kiedyś ćwiczyłem Taoist Tai-Chi. Tak, ha ha ha ha gromkie, ale jeśli poczytacie dalej to się zdziwicie. Na te zajęcia, na których przyznaję większość to byli ludzie starsi ode mnie dużo, chodziłem za namową rodziców. Miałem problemy z kręgosłupem, wyskoczył mi dysk. Dwa tygodnie przeleżałem prawie na podłodze w domu. Chodź z nami, potraktuj to jako rehabilitację. I tak się stało. Pierwszy wrażenie: powolne ruchy, machanie łapami i dreptanie w miejscu nogami – nuda. Ale chodziłem i z każdym tygodniem uświadamiałem sobie jak mi to pomaga i jak mało znam swoje ciało. Powolne ćwiczenia okazały się bardzo męczące gdy zacząłem zwracać uwagę na mięśnie, poprawność ruchów, ułożenie ciała. Po roku ćwiczeń wychodziłem spocony po 2 godzinach zajęć jak ruda mysz. Chciałbym znów to poczuć, kontrolę nad ciałem, świadomość tego jak działa.
Pierwsza myśl – może joga? Ale czy grubas może ćwiczyć jogę? Czy sięgnie tym małym palcem do ucha, by sobie w nim pogrzebać. Trzeba sprawdzić, jak sięgnę to pewnie dam radę i szpagat za rok zrobić. I co…

Kurna, no i nie dałem rady. Musze pogadać ze znajomą, bo ma przyjaciółkę trenującą i chyba sama nawet lekcje prowadzi. Zapisuję się i tyle. Dalej będę konsekwentnie udawał, że intensywnie trenuję przed telewizorem. Będę sobie pływał, jak rybka. Będę łaził po mieście i mniej wcinał. Lecz przy okazji zostanę joginem, a potem guru… jak budda da.
Inspiracją do napisania były dwa teksty przyjaciół blogerów, polecam Wam serdecznie:
Kasia – Na co ludziom mały palec?
Daniel – Cierpienia młodego…
Ja, swego czasu, chodziłam na Qigong i te ćwiczenia i bardzo pomogły mi na kręgosłup. Jogę miałam w szkole wokalnej, ale na chwilę obecną, to nie dla mnie. Za to wróciłam do ćwiczeń w domu, minimum 3 razy w tygodniu i już widzę poprawę kondycji, z którą było krucho 😉 W każdym razie, najważniejsza jest motywacja.
Powodzenia i trzymam kciuki! 🙂
Niedawno jak byłam na przebieżce zahaczyłam o miejską siłownię, taką na powietrzu. Siedziałam na maszynie, machałam łapkami, a moim oczom ukazał się sąsiad. Nie znam go zbyt blisko, ale domyślam się, że miał jakiś wylew albo udar, bo ma ewidentne problemy z chodzeniem. Jakieś było moje zdziwienie, gdy ów Pan przyjechał rowerem (!) na miejską siłownię, zdjął bluzę, założył rękawice i z uśmiechem na ustach i nieopisaną radością (!) zabrał się za ćwiczenia… Prawdopodobnie dzięki zawziętości właśnie doszedł to tego, że nie utknął na wózku inwalidzkim czy w szpitalnym łóżku. Taki widok daje do myślenia i motywuje jak cholera! 🙂
w sumie nie głupie takie wypady rowerkiem do parku poćwiczyć na tych konstrukcjach. dzięki za pomysł 🙂
Hahahaha! Karol, jeszcze spróbuj sobie pomóc językiem 😂 a tak serio, to gratuluje motywacji i mobilizacji. Mnie za żadne skarby nikt nie zagoni do ćwiczeń. To już wole nie jeść…
ja niestety lubię jeść i gotować więc jak nie ćwiczę to tyję – nie mam wyjścia 🙂
ps pomagałem językiem ale w drugą stronę pewnie dlatego się nie udało
Widzę i nie wierzę 😀 a poważnie – powodzenia, trzymam kciuki, żeby się chciało tak jak to się czasem nie chce 🙂