Piękne drzewa mówili, wspaniale mieć kawałek ogrodu mówili i się kurna mylili…. Jesienią to przekleństwo! Wszędzie dywan z kolorowych płatków, niby piękne ale sprzątać trzeba. Czekam na zimę, by przykryła to gęstym białym puchem, ale podobno nie można zostawić tego na trawie, więc grabie w dłoń. Kto to kurna wymyślił, że co mnie nie wolno? Nonsens!
Zima też nie lepsza, bo będzie trzeba odśnieżać. Tak naprawdę to cały rok jest robota przy ogrodzie. Wyrywanie tego co zbędne, oczyszczanie, koszenie latem, grabienie jesienią, odśnieżanie zimą. Wiosną też się coś znajdzie, bo po zimie pewnie trzeba będzie coś tam naprawić. Mówię Wam własny kawałek działki to i przyjemność i nieustanna praca.
Wychowałem się w kamienicy w centrum miasta. Nie wiem co to ziemia, prócz doniczek na oknie, w których jej trochę było. Zatem posiadanie kilkuset metrów trawnika napawało mnie lękiem. I nie bez powodu. Chcesz mieć trawę nawet głupią, to niestety ale pracuj. Koś, pielęgnuj, dosiewaj, grab, wyrywaj, usuwaj odpady. Gdzie się pozbyć tych wszystkich liści i trawy. Sześć worków trawy na rok? Pogięło kogoś? Po jednym koszeniu mam już trzy. A jak jeszcze wpadniesz na debilny pomysł i wygospodarujesz miejsce na grządki z ziołami i warzywami, albo posadzisz kwiatki… weź i sie zakop pod nimi, najlepiej już.
Mam kosiarkę, spalinową i jakoś radę daję. Przynajmniej z koszeniem. Zastanawiam się czy nie kupić porządnej dmuchawy do liści… ale jak zwykle grabie w ruch. Kulminacja sezonu, jak te liście lecą jak śnieg i z jednej strony kończę grabienie, a z drugiej mogę zaczynać znowu, dopiero mnie zmusza do myślenia o tym zakupie. Siadam, patrze na ogołocone już prawie drzewa i stwierdzam: eeee… teraz to już się nie opłaca. I znów za rok bluźnię na ten kolorowy śnieg.
Najgorsze są brzozy – nienawidzę ich, a mam ich w ogrodzie chyba z siedem. Przestrzegam, jak posadziliście i rosną – ścinajcie, karczujcie do gołej ziemi i wyrwijcie korzenie, by to plugastwo nie odrosło. Małe nasiona na początku jesieni są wszędzie. Wpadają do talerzy na zadaszonym tarasie. Osiadają gdzie się da i włażą wszędzie. Potem drobne listki. Takie, że oczywiście nawet gęste grabie mają je w nosie. Przyklejają się mokre wszędzie i nie chcą dać się zamieść. Brzoza Twój wróg – niech sobie w lesie rośnie.
Na szczęście 90% tego czegoś, już z drzew zleciało. Dziś ostatnie grabienie i mam liście gdzieś. Jak Wy sobie z tym radzicie? Co polecacie kupić? Co zrobić z nadmiarem kompostu? Pomóżcie mieszczuchowi, wychowanemu na betonie…
Jak umrę nie chowajcie mnie pod drzewami.