Dostałem od Judyty dość nietypowy prezent. Kolację w ciemności… hmm, powiem Wam, że z pewną dozą nieśmiałości do tego pomysłu podszedłem. Ciemności się nie boję, ba wręcz ją lubię. Bardziej przerażało mnie techniczne ogarnięcie tematu, no i skoro nie wiesz co będzie do jedzenia, to co jak podadzą coś czego nie lubisz? Na tyle jednak sam pomysł był intrygujący, że warto było spróbować i zebrać kolejne doświadczenie. Wygrała ciekawość i poszliśmy. Postaram się nie popsuć Wam zabawy, jeśli ktoś z Was chce się na to wybrać, ale opisać własne wrażenia.
Dotyk
Je się oczami podobno, no tu nie bardzo. Zróbcie sobie nawet test w domu i sprawdźcie jaki wpływ, to że nie widzicie co macie na talerzu, ma na Wasze postrzeganie jedzenia przez pozostałe zmysły. To zupełnie nowe i inne doświadczenie. Pomijam to, że musicie się posługiwać sztućcami w ciemności, bo nie musicie. Palce to dobre posunięcie, uwierzcie zebranie drobnych części surówki z talerza nawet je widząc, może być kłopotliwe. Ja użyłem techniki mieszanej. W prawej ręce widelec, lewa na macanta. Ręka to radar, trudno będzie brudna. Nikt nie każe Wam dziabać paluchami jedzenia na talerzu, jednak opuszkami palców jesteście w stanie wyczuć lokalizację składników potrawy. Ogarnięcie w głowie dokładne lokalizacji poszczególnych rzeczy na stole, też się przydaje. Trzeba mieć to na uwadze i powstrzymać naturalne odruchy jak sięganie po sól, której nie ma, a kieliszek z winem po drodze może być. Dotyk to pierwszy kontakt i wasz lokalizator w przestrzeni.
Słuch
Pierwsze zmysł, który działa znacznie wyraźniej to chyba słuch. Nie jedliśmy kolacji w zupełnej ciszy. Na szczęście, bo poczucie wyobcowania by było dodatkowo spotęgowane. Prócz tego, że kolacja była prowadzona przez opiekuna, który opowiadał o tym co się będzie działo, w sali było sporo osób przy kolejnych stolikach i rozmawiali. Pierwszy raz to mi nie przeszkadzało, a wręcz sprawiło, że czułem się lepiej. Judyta w ogóle miała obawy czy iść i bardzo ją podziwiam za to, że się przełamała i zdecydowała to zrobić. Osoby z klaustrofobią mogą mieć uzasadniony lęk przed taką kolacją. Pierwsze wrażenie jest dziwne. Zamykają Cię w ciemnym zamkniętym pomieszczeniu, nie masz punktów orientacyjnych, nie wiesz co się dzieje i mimo przestrzeni i dużej sali, czujesz się jak w ciemnym pudełku. Te głosy dobiegające z różnych części sali, poczucie że ta przestrzeń jest duża no i fakt, że wystarczy podnieść rękę i przyjdzie kelner, który może Cię z sali wyprowadzić, pozwala te lęki przezwyciężyć.
Węch
Drugim zmysłem który tańczył to węch. Poszedłem głodny do restauracji, więc już samo to sprawiało, że byłem na zapachy wyczulony. Pierwszy raz jednak poczułem tak dziwne skoncentrowane odczucie zapachu. W całej restauracji zazwyczaj pachnie jedzeniem, więc zapachy się mieszają, latają w powietrzu i nawet jak przyniosą Ci danie pod nos, to odgrywa On mniejsza rolę niż wzrok. Tu zapach był pierwszym co doświadczasz po podaniu dania. I pachniało nieziemsko. Mieszanki przypraw, co dziwne byłem w stanie odróżnić na czym co było smażone lub jak gotowane. W głowie rysował mi się obraz dania i jego przygotowania, rozłożony na czynniki pierwsze. Gdy dołączył do tego smak, wyobrażałem sobie kucharza, który kolejno dodaje składniki do tego dania. Naprawdę zupełnie inne podejście.
Smak
Trudno powiedzieć czy się wyostrzył, po tak krótkim okresie nieużywania jednego tylko zmysłu – pewnie nie i to tylko wrażenie. Jednak równie ciekawe jak pozostałe. Inaczej zupełnie smakują rzeczy, których nie widzimy. Wszystko fajnie jak wyczujemy palcami lub znamy doskonale potrawę która jemy. Wtedy wyobraźnia buduje nam jej obraz w głowie i dopasowuje do reszty. Co jednak jak mamy na talerzu coś co trudno nam zidentyfikować? Wkładamy do ust pierwszy kęs i nie wiemy co jemy, bo w smaku podobne zupełnie do nikogo? Z tym jest największa zabawa. Czasem zmysły nas zawodzą, a wykluczenie całkowite jednego z nich potęguje ten efekt. Jesz coś, zastanawiasz się co to, niby grzyby i ser, a potem okazuje się, że zupełnie coś innego.
Kilka informacji technicznych, dla zobrazowania całości.
Dania były pyszne, po kolacji mogliśmy im się przyjrzeć. Przed kolacją możesz wybrać jakie menu Cię interesuje, jest również wegetariańskie. Możesz zaznaczyć czego zdecydowanie nie chcesz znaleźć na talerzu. Ma to być przecież przyjemność, a nie walka z własnymi fobiami. Obsługa dyskretna, Panowie całkiem sprawnie nas obsługiwali, w zasadzie nie przeszkadzając, a i ich pomoc czasami jest nieoceniona – jak coś spadnie trudno to znaleźć (pilnujcie serwetek). Prowadzący całkiem zabawny, a całość urozmaicona zabawami i interakcją z uczestnikami. Wrażenia niecodzienne i zaskakujące i chyba o to własnie w tym wszystkim chodziło. Wyszliśmy zadowoleni, zdziwieni no i najedzeni. Judycie jestem wdzięczny za to nowe doświadczenie. Ucieszyło mnie też to, że jedliśmy w jednym z moich ulubionych miejsc na mapie kulinarnej Łodzi, czyli w Farina Bianco, serdecznie polecam i dziękuje za miły wieczór. A jeśli chcecie przeżyć coś podobnego na własnej skórze, to można taką kolację kupić na Wyjątkowy prezent. Nie będziecie żałować.
Fajny pomysł. Pewnie jak wyłączamy wzrok, włączaja się w dwójnasób inne zmysły 🙂
Rzeczywiście niesamowite przeżycie. Zaczynam szukać noktowizorów do kupienia, aby móc ugościć znajomych w taki sposób 😉