Pewnie wsadzę kij w mrowisko, ale pytanie z tytułu: na kij mi planer, jest w moim przypadku, zwyczajnie stwierdzeniem faktu. Zarządzanie czasem, brzmi poważnie i jak obserwuję siebie i bliskie mi osoby, to mam powód do tego, by się nad tym zagadnieniem, na chwile pochylić. Nigdy nie korzystałem z karteczek, planerów, kalendarzy… no nie umiem i już. I pewnie nigdy nie będę korzystał. Jednak w praktyce zarządzanie tym co i kiedy mamy do zrobienia jest przydatne. Metody na to mogą być jednak różne i nie każdy musi coś zapisać, by pamiętać.
Teraz jest to modne, każdy wydaje planery różnej maści i formatu. Ludzie się tym zachwycają – piszą, że to im pomaga… a ja nie. Czemu? Bo jak próbowałem, a uwierzcie dość długo to robiłem i już kilka razy podchodziłem do tematu, to zapominałem o tym, że mam w niego spojrzeć. Dodatkowo denerwowała mnie strata czasu wynikająca z konieczności uzupełniania tego czegoś. Koledzy mówili: kup sobie kalendarz. Pisz co masz zrobić każdego dnia, to nie zapomnisz. No i zapominałem po 2 tygodniach, że go mam, albo pisałem w nim ciurkiem, bo kolejna strona była pusta. Wpisy pojawiały się rzadziej, a w pewnym momencie służył jako podstawka pod kawę. Czy jestem jakiś dziwny?
Otóż nie, postanowiłem trochę o tym poczytać, popytać i okazuje się, że to nie tylko ja tak funkcjonuję i wiele osób ma z tym problem. Wkurza ich to, że ujmują swoje życie w jakieś ramy, przez głupią czynność przywiązania do tego co napisane. Nie mówię tu ogólnie o sytuacjach, jak np. praca i biuro. Tam planowanie i życie za pan brat z kalendarzem, to element wpisany w rzeczywistość. Mówię o zwykłym życiu: ostrzyc psa, posprzątać łazienkę, pojechać do lekarza… itd. Chociaż może to obejmować, jak w moim przypadku, również i sferę blogową, jak i zwykłe planowanie posiłków, bo co na bloga, a co na talerz, bo tęsknią za daniem.
Nie każdy umie coś napisać i się tego trzymać. Wspomniałem, że może to wynikać z ograniczenia wolności i pewnie to główny czynnik, jaki u mnie i wielu osób wywołuje wręcz bunt, przed takim rozpisaniem sobie czasu. Skoro napisałem, to muszę to zrobić… ale od napisania do wykonania, zmieniło się tyle, że wcale nie chcę tego robić. Ale zapisałem. To co nie będę słowny w stosunku do siebie. Dziwna pętla przymusu, który sam sobie narzuciłem, staje się klatką, w której się duszę.
Pewnie, jeśli pracujesz z kalendarzem lub planerem, teraz myślisz: to jak Ty funkcjonujesz, jak nie zapisujesz? No i tu Cię zdziwię – bardzo dobrze. Pewnie, że czasem zapominam o czymś, często też wszystko jest ruchome i przekładane z miejsca na miejsce w czasie i przestrzeni. Pewnie, że zdarza mi się nie zrobić czegoś ważnego na czas i cały świat staje na głowie od natłoku rzeczy, jakie trzeba zrobić. Jednak stosuję dwie proste zasady.
Pierwsza wynika z wyćwiczenia funkcjonowania właśnie bez kalendarza i brzmi: Pamiętaj. Kurcze, czy to tak naprawdę trudno? Często robię za podręczny notes nie tylko dla siebie, ale i bliskich, pilnuję co kiedy i po co. Pamiętam hasła do kont klientów, którzy potrafią w nocy zadzwonić z pytaniem – pamiętasz może…? Tak wytrenowałem mój mózg, by mnie słuchał i podpowiadał – pamiętaj o tym, nie zapomnij o tym. Wszystko ma swoją półkę i jest zindeksowane, wystarczy sięgnąć, I wiecie co? Im dłużej żyję, tym mniej się nad tym zastanawiam i mniej zapominam. Ktoś powiedział, że narząd nieużywany zanika. W moim przypadku jest tak samo. Zrzucenie tego na setki karteczek, przypiętych do tablicy korkowej, rozleniwiało mój umysł. Powodowało, że przestawałem o tym myśleć bo zapisałem, potem zapomniałem, że zapisałem i wpadałem w jakiś dziwny cykl wiecznego zapominania. Paranoja.
Druga zasada – zapomniałem, no i trudno. Przecież nawet pisząc sobie wszystko, też bym zapomniał. Stało się, czy to tragedia? Czasem pewnie tak, ale nie dajmy się zwariować. Nie ma złotej zasady by wszystko spamiętać. Nie jesteśmy komputerami, obojętnie co zrobimy i jak wyćwiczymy czy głowę w myśleniu, czy rękę w pisaniu. Problem jest tylko wtedy, gdy dzieje się to zbyt często.
Wtedy trzeba znaleźć Swój sposób na to, by pamiętać, a jeszcze sposób by tym czasem odpowiednio zarządzać. Obojętnie jaką technikę użyjesz, a jest ich wiele, musi być zwyczajnie dla Ciebie dobra. Sprawdź, przetestuj i nie rób problemu jak się okaże, że na Ciebie akurat nie działa. Znajdź inną. Zawsze jednak pomaga metoda ze szpitali, podczas stanów kryzysowych, przy segregacji rannych. Ten ma szansę, ale trzeba działać szybko – to na stół, ten może poczekać – to na korytarz, a dla tego szkoda czasu. Brutalne ale prawdziwe. Mamy zadania, które wymagają naszej uwagi i są priorytetowe, mamy takie o których chcemy pamiętać i takie, które kiedyś tam chcemy zrobić. Nie wszystko na raz, nie da się. W naszym podziale czasu niech też nie zabraknie miejsca na odpoczynek, przyjemności i regenerację. Tak, to też są zadania do zaplanowania. Często okazuje się, że wypełniliśmy cały dzień obowiązkami, a o tym nie pomyśleliśmy. Długo tak będziesz w stanie funkcjonować? Po pewnym czasie przyjdzie zmęczenie i cały misterny plan w pizdu. Krzykniesz: Dajcie mi święty spokój. Mam dość!
W tym momencie wkracza do gry higiena pracy. Nie wszystko jest tylko na Twojej głowie, nie wszystko musisz zrobić już, teraz. Naucz się prosić o pomoc. Przerzucaj część wspólnych obowiązków na bliskich. Nie bądź na każde skinienie. Tobie też się coś od życia należy. Zadbaj o siebie, o rozrywki i spotkania z przyjaciółmi. Tak wiem, to jest chyba w tym wszystkim najtrudniejsze. Bo zawsze jest coś do zrobienia i czesto myślimy – jak nie zrobię sam, to nikt nie zrobi.. Samo się nie posprząta, nie napisze, nie ugotuje i nie przypilnuje. Jednak po jakimś czasie Twoja wydajność spada. Na to samo wypoczęta, byś miała (lub miał) 3 razy więcej chęci i energii. Poświęcisz na to mniej czasu zwyczajnie. Świat się nie zawali od kurzu na półkach, chyba że jest go tyle, że nie ma czym oddychać. Ergonomia to umiejętne zarządzanie nie samym czasem, a zasobami ogólnie: energią, siłą, potrzebą i czasem.
Może zatem jestem inny, bo wolę porządkować rzeczy w głowie, a nie karteczki na biurku. każdy jednak ma inny system pracy ze sobą. Odpowiada Ci pamiętanie przez zapisywanie – super. Nie ważne jaka metoda, oby działała. W tym przypadku to całkiem słuszne podejście. O czym to ja pisałem…?
A Wy jakie macie sposoby na pamiętanie? Podzielcie się w komentarzu, może komuś to się przyda i odmieni jego życie.